Armia złodziei jest prequelem filmu Zacka Snydera Armia umarłych, który miał swoją premierę na Netflix w 2020 roku. Zgodnie z zapowiedziami twórców, to dopiero początek, ponieważ Snyder planuje stworzyć z tematu całe uniwersum. Na razie zapowiedziane jest powstanie filmu Planet of the Dead i serialu animowanego, ale twórcy najwyraźniej mają apetyt na więcej.
Armia złodziei wyreżyserowana przez odtwórcę głównej roli – Matthiasa Schweighöfera – któremu Zack Snyder oddał reżyserski stołek, właściwie wydaje się leżeć bardzo daleko od pierwszego filmu. Niby śledzimy znanego już bohatera, niby dalej napadamy na banki, ale produkcji o wiele bliżej do klasycznego heist movie z wątkiem romantycznym niż do Armii umarłych. Zombie są mocno w tle, głównie możemy je zobaczyć w telewizyjnych wiadomościach i koszmarach głównego bohatera.
Produkcja śledzi losy znanego z pierwszego filmu Ludwiga Dietera, kasjera z małego niemieckiego miasteczka, który w czasie wolnym nagrywa filmiki na YouTube’a i rozbraja sejfy. Jego filmik o legendarnych sejfach sprawia, że zostaje wciągnięty w przygodę swojego życia. Dołącza do grupy wyjętych spod prawa, by razem z nimi spróbować obrabować te niemożliwe do włamania sejfy. Szerząca się w Stanach epidemia zombie stanowi doskonały moment, ponieważ oczy i dłonie wszystkich są skupione właśnie na USA.
Dieter jest tutaj zdecydowanie na pierwszym planie, i to, czy wzbudza on sympatię widza, może mieć kluczowe znaczenie dla odbioru filmu. Pozostali bohaterowie są niestety dość jednowymiarowi i szybko zostają zepchnięci na dalszy plan, co nie działa na korzyść produkcji. Ostatecznie chemia między członkami grupy w heist movie stanowi dla tego gatunku bardzo ważny element. O ile Gwendoline (Nathalie Emmanuel) i Kornie (Ruby O. Fee) udało się jeszcze jakoś zaciekawić widza, tak Brad Cage (Stuart Martin) czy Rolph (Guz Khan) mogliby właściwie nie istnieć. Pozostaje tylko pytanie: po co właściwie zatrudniać najlepszego driftera na świecie do prowadzenia ciężarówki? Niestety bohaterowi nawet na tym polu absolutnie nie dano możliwości się wykazać poza fragmentem wprowadzenia historii jego postaci.
Pod kątem technicznym to porządnie nakręcony film – zdjęcia to jeden z mocniejszych jego punktów. Widać w nim miłość do Europy i niezwykle dopracowane ujęcia związane z łamaniem zabezpieczeń kolejnych sejfów. Pod kątem dźwiękowym produkcja również wypada dość pozytywnie, szczególnie dzięki spinającym całość napadów wykorzystaniu fragmentów opery Wagnera, która ma swoje silne umocowanie w fabule.
W Armii umarłych nie brak niestety scenariuszowych głupotek – szczególnie niedopracowana pod względem logiki wydaje się sekwencja trzeciego napadu. Ciężko zrozumieć, dlaczego ktoś miałby wpaść na pomysł, by wycofany z użytku sejf transportować do zniszczenia z gotówką w środku. Motywacje dwójki bohaterów też się tutaj nie spinają żadną miarą, ale nie chciałabym tutaj spoilerować. Nawet jeśli przyjąć, że Dieter jest geniuszem w fachu, to nie wygląda to zbyt wiarygodnie, gdy włamywanie się do tych najtrudniejszych do złamania sejfów zajmuje zaledwie kilka minut. Pod kątem logiki i scenariusza niestety daleko produkcji do nazwania jej dobrą.
Armia złodziei to nie jest kino wysokich lotów, ale też nie należy się tego po nim spodziewać. To lekka rozrywka, łatwa do wchłonięcia i zapomnienia. Fani Dietera i Zacka Snydera powinni być zadowoleni.
Ocena: 4/10