Do zgromadzonych na platformach streamingowych produkcji opowiadających historię awarii w elektrowni atomowej w Czarnobylu dołączyła kolejna pozycja. Tym razem to rosyjska produkcja Czarnobyl 1986, dostępna na Netflix.
Trudno dziś nie porównywać produkcji opowiadających o tym zdarzeniu do rewelacyjnego serialu HBO z 2019 roku. I chociaż rosyjska produkcja do pięt nie sięga Czarnobylowi HBO, to nawet na tle innych filmów wypada zwyczajnie blado.
Głównym bohaterem filmu jest strażak, Aleksiej Karpuszyn (w tej roli reżyser, Danila Kozlovsky). Jego historia ma być hołdem dla tych, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia jako pierwsi i walczyli, by zażegnać katastrofę. Aleksiej odnajduje swoją dawną miłość Olgę i dowiaduje się, że ma syna. Wszystko wskazuje na to, że ojcem jest Aleksiej. Te wydarzenia sprawiają, że chce wraz z nimi przenieść się do Kijowa. Sęk w tym, że… zapomniał z nią o tym porozmawiać, a okazuje się, że Olga wcale nie jest zainteresowana przeprowadzką z mężczyzną niewidzianym od dekady. Decyzja jednak zapadła, ultimatum postawione. Aleksiej żegna się więc ze swoim oddziałem strażaków w Prypeci. Zanim jednak uda mu się wyjechać, reaktor wybucha, a on czuje potrzebę, by wesprzeć swoich ludzi, rusza więc w samo serce zdarzeń.
I choć zarys fabuły wydaje się mieć sens, scenariusz zawodzi. Historia jest miałka i niedopracowana. Twórcy nie odkrywają przed widzem motywacji bohaterów i łączących ich relacji. Przykładowo, choć to bardzo ważny wątek – nie jest nam dane dowiedzieć się, dlaczego właściwie związek Aleksieja i Olgi się rozpadł i dlaczego nie widzieli się przez 10 lat.
W Czarnobylu 1986 awaria reaktora jest jedynie tłem dla mdłego romansu i pompatycznej historii. Aleksiej kreowany jest na wielkiego herosa, który właściwie w pojedynkę uratował świat. W dodatku nie ima się go promieniowanie, chociaż jego koledzy padają wkoło jak muchy w wielkich katuszach. Trzeba przyznać – jeśli najważniejsi bohaterowie w filmie są źle napisani, ciężko będzie uzyskać satysfakcjonujący rezultat. A tutaj mamy dokładnie taką sytuację. Bohaterowie są papierowi i schematyczni, brak im rozbudowanych charakterów, które budowane są na jednej cesze osobowości. W efekcie otrzymujemy pełną patosu, rosyjską wersję amerykańskiego kina katastroficznego ze słabo napisanymi postaciami i schematem poganiającym schemat.
Wielkim grzechem filmu jest potraktowanie tytułowej katastrofy po macoszemu. Do tego stopnia, że to właściwie mogłaby być jakakolwiek inna katastrofa, nawet wymyślona. W ten sposób niweczy przesłanie produkcji, która miała być hołdem dla osób, które bezinteresownie odpowiedziały na wezwanie, narażając swoje zdrowie i życie. Zaprezentowane wydarzenia mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przyznają to zresztą strażacy, którzy przeżyli Czarnobyl i widzieli film Kozlovskiego.
Czarnobyl 1986 jest filmem zwyczajnie słabym. Odradzam jego oglądanie każdemu, szczególnie jeśli nie wie zbyt wiele o prawdziwych wydarzeniach, ponieważ ten film nawet nie stara się oddawać prawdziwości wydarzeń. I można się tylko zastanawiać, jaki cel przyświecał twórcom produkcji? Skoro ani fikcyjny melodramat im nie wyszedł, ani nie byli zainteresowani pokazaniem prawdziwej historii o Czarnobylu. W efekcie film jest po prostu ciężkostrawny i nudny, co jest niedopuszczane w przypadku filmu katastroficznego.
Ocena: 4/10