Tlen w reżyserii Alexandre Aja, to kolejna produkcja science fiction mająca swoją premierę na platformie Netflix.
Film opowiada historię młodej kobiety (Mélanie Laurent), która budzi się w komorze kriogenicznej, na skutek awarii, nie wiedząc jak i dlaczego się w niej znalazła. Nie pamięta żadnych szczegółów ze swojego życia, ani nawet imienia i nazwiska. Zamknięta w ciasnej przestrzeni musi jednak wymyślić sposób, by wydostać się z pułapki, w której kurczy się zapas tlenu. Zarys fabuły przypomina trochę Pogrzebanego z 2010 roku, gdzie główny bohater został pogrzebany żywcem, a jego jedyną nadzieją na wydostanie się z trumny jest rozładowujący się telefon. W produkcji Netflixa zamiast Blackberry rolę kontaktu ze światem pełni bardzo zaawansowany komputer pokładowy MILO, który nie zawsze jest skory do udzielania potrzebnych odpowiedzi.
Zdecydowana większość filmu, poza nielicznymi retrospekcjami, rozgrywa się we wnętrzu niewielkiej kapsuły. Aby udźwignąć taki film na swoich barkach, trzeba wykazać się wysokim poziomem aktorskich umiejętności. Mélanie Laurent podołała temu zadaniu, cały swój występ zmuszona opierać na mimice i ograniczonych możliwościach ruchu.
Mała przestrzeń jest również pewnym wyzwaniem jeśli chodzi o scenariusz. Nie jest bowiem łatwo stworzyć produkcję ciekawą, rozgrywającą się przy tak ograniczonych środkach, która będzie przez cały czas absorbować widza. Twórcy muszą polegać na jednej postaci i ciekawej fabule, która powinna rekompensować odbiorcy brak wizualnych doznań. I trzeba przyznać, że udźwignęli ten ciężar. Zagadka jest ciekawa, oscylująca na pograniczu science fiction i thrillera.
To właśnie tajemnica i próba jej rozwiązania staje się głównym motorem napędowym fabuły. Wraz z bohaterką dowiadujemy się kolejnych strzępów informacji, które próbujemy poskładać w całość. Dzięki podrzucaniu fałszywych tropów związanych z amnezją bohaterki, jej rozwiązanie nie jest momentalne, choć zwroty akcji bywają przewidywalne, a zakończenie może wydawać się znajome z innych produkcji.
Trzeba przyznać, że produkcja nakręcona w krótkiej przerwie między blokadą branży filmowej z powodu pandemii COVID, dość ciekawie rezonuje z otaczającym nas od miesięcy tematem izolacji. Pojawiają się w niej bowiem rozważania, czy aby na pewno chcemy wrócić do tego, co było. Uwięzienie w kapsule kriogenicznej niekoniecznie ma na celu wydostanie się z niej – opowieść ma zdecydowanie bardziej egzystencjalny charakter. Bohaterka musi przede wszystkim odgadnąć kim jest, by móc w ogóle myśleć o uwolnieniu. A gdy już wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsca, musi podjąć decyzję, czy dalej walczyć o oddech.
Tlen nie jest filmem wybitnym, niemniej jednak jest dość ciekawy i wciągający. To solidna produkcja, utrzymana w minimalistycznym stylu, którą warto dodać na listę do obejrzenia.
Ocena: 6/10