Armia umarłych Zacka Snydera to połączenie filmu o zombie i heist movie. Tytuł ma otwierać nowe uniwersum Snydera pod patronatem Netflixa. Prace już trwają nad niemieckim spin-offem i animacją.
Produkcję otwiera wprowadzenie przedstawiające jak do tego wszystkiego właściwe doszło. Konwój wojskowy przewozi tajny ładunek przez pustynne południe Stanów. Wskutek wypadku samochodowego spowodowanego przez nowożeńców, którzy postanowili sobie poużywać życia, nie przerywając jazdy, kontener zostaje uszkodzony. Okazuje się, że ładunkiem był żywy trup, który szybko infekuje i przemienia eskortujących żołnierzy, po czym wyrusza w kierunku Las Vegas. Światowa Stolica Rozrywki szybko staje się polem walki o przetrwanie. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii zombie miasto zostaje otoczone kordonem z kontenerów i spisane na straty.
Właściwa historia dotyczy Scotta Warda (Dave Bautista), jednej z osób, którym udało się uciec z miasta. Dostaje on propozycję szybkiego zarobku wielkich pieniędzy – wystarczy, że zbierze drużynę, uda się do odciętego od świata Vegas i okradnie skarbiec jednego z kasyn. I to wszystko w ciągu zaledwie 72 godzin, bo na 4 lipca zaplanowano zrzucenie na miasto bomby atomowej, która ma rozwiązać patową sytuację z zombie.
Początkowe sekwencje ekspozycji bohaterów i kompletowania załogi są z jednej strony bardzo rozbudowane i zajmują sporo czasu produkcji. Z drugiej jednak niewiele z nich wynika. Większość postaci jest dość papierowa i jednowymiarowa, przez co ciężko im właściwie kibicować. Po części może to wynikać z wprowadzenia wielu wątków i postaci, przez co większość z nich nie dostaje czasu na porządne zbudowanie charakteru. Ci, którzy mają go ciut więcej, również nie wypadają przekonująco. Ich back story są mało wiarygodne, jak na przykład relacja Scotta z córką. Jak na metraż filmu aż ciężko uwierzyć, że można było to tak słabo poprowadzić. Czego jak czego, ale czasu w tym filmie nie brakuje. W ogólnym rozrachunku bohaterowie są schematyczni i jednowymiarowi, ich motywacje są proste i mało wyszukane, a zachowania wielokrotnie irracjonalne i denerwujące.
Fabularnie nie jest niestety wiele lepiej. Choć są tutaj ciekawe momenty, można mieć wrażenie, że prawie wszystkie rozwiązania fabularne widziało się już w innych produkcjach opowiadających o apokalipsie zombie. I oczywiście można zrobić świetny film bazujący na takim koncepcie. W przypadku Armii umarłych to jednak nie zaskoczyło, ponieważ samo budowanie akcji na kliszach z innych produkcji to zbyt mało, by osiągnąć sukces. Co gorsza, cała ta wtórność sprawia, że film jest do bólu przewidywalny, łącznie z zakończeniem.
Jak na film akcji o zombie, 2,5-godzinny metraż wydawał mi się lekką przesadą. Projekcja tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Czuć, że ten film miał potencjał i można było to zrobić lepiej. Widać skupienie na dopracowaniu warstwy wizualnej, ale to wszystko zostaje pogrzebane przez miałki scenariusz i średniej klasy popisy aktorskie. Jeśli Bautista rzeczywiście chciał tutaj zaprezentować swój talent, to wyszło to niestety dość miernie. Warte uznania są jednak w tym wszystkim widowiskowe sceny walki.
Armia umarłych jak na połączenie heist movie i apokalipsy zombie raczej zawodzi oczekiwania widzów. To typowy popcornowy blockbuster, który można obejrzeć, by pokrzyczeć na bohaterów co ty robisz?! czy nie idź tam!. Nie jest to jednak nic przełomowego, nie tylko w kinie, ale i nawet nie w obszarze produkcji o żywych trupach.
Ocena: 4/10