Czekając na barbarzyńców (2019), film w reżyserii Ciro Guerry, opowiada historię pustynnego fortu na rubieżach imperium, graniczącego z terenami rdzennej ludności. Zarządcą miejsca jest sędzia grany przez Marka Rylance’a, i to wokół niego skupia się główna oś opowieści. Jego pokojowe nastawienie do tytułowych barbarzyńców, w myśl, że dopóki nie zrobimy sobie z nich wroga, nie będą nas atakować, jest bardzo nie w smak przybyłemu do fortu pułkownikowi Jolla (Johnny Depp) i jego zastępcy (Robert Pattinson), którzy przybyli do miasta celem inspekcji fortu i zbadania czy należy się spodziewać najazdu wrogów.
Fabuła filmu, którego scenariusz powstał przy współudziale autora książki o tym samym tytule, Johna Maxwella Coetzee’a, jest podzielona na cztery części i biegnie do przodu raczej niespiesznie, można wręcz powiedzieć, że momentami się dłuży. Dość klarownie widać jednak, że jednym z głównych celów twórców było przedstawienie potępienia kolonializmu oraz związanych z nim okrucieństw, a także prób wycięcia kultury tubylców i zastąpienia jej własną. Wyraźny jest również przekaz, że w gruncie rzeczy, to nie pustynni nomadzi są tytułowymi barbarzyńcami, a panowie przybyli z serca imperium, w eleganckich mundurach, wypastowanych butach i okrągłych okularach przeciwsłonecznych.
Jednym z ważniejszych aspektów jest konflikt na linii bohaterów granych przez Rylence’a i Deppa – ich różnice w podejściu do tubylców, szczególnie sadyzm Jolla, są kluczowe dla historii. Jest on niejako punktem wyjścia do całości – to, co Joll zniszczy, sędzia musi potem naprawiać. W postaci Rylence’a nie ma za grosz okrucieństwa, dlatego, gdy pułkownik sprowadza grupę tubylców do więzienia, by torturami wyciągnąć z nich prawdę, uwalnia ich najszybciej, jak to jest możliwe. Widać tutaj również jednak pewien stopień bezradności namiestnika – nie dość, że nagle zostaje zdominowany, ponieważ pojawia się zwierzchnik, któremu jest zmuszony się podporządkować, to jeszcze, choć to on przez wiele lat był dowódcą fortu, zamieszkujący go ludzie właściwie bez zastanowienia stają po stronie przybyłych oficerów i ich okrutnych praktyk.
Na roli odgrywanej przez Marka Rylance’a, choć na wysokim poziomie, zdaje się być postawiony cały film. Nie jest to wina aktora, a wynika to raczej z poprowadzenia fabuły. Widz odnosi wrażenie, że namiestnika nie lubi absolutnie nikt, pomimo jego niezaprzeczalnej dobroci i chęci niesienia pomocy. W efekcie, choć to właśnie jego losy śledzimy przez większość czasu, pojawiający się na krótko Joll wywiera na widzu większe wrażenie.
Wyraźnie widać w Czekając na barbarzyńców uwielbienie twórców do pięknych kadrów, szczególnie widoczne w części drugiej, która rozgrywa się w dużej mierze podczas wędrówki po pustyni. Widać to również w ostatniej scenie, która stawia przed widzem otwarte zakończenie, wywierającej na odbiorcy duże wrażenie.
Niestety całość filmu ostatecznie wypada trochę blado – twórcom nie udało się stworzyć postaci, która byłaby w stanie pociągnąć na swoich barkach cały film, a nawet ma problem, by stworzyć emocjonalną więź z widzem.
Ocena: 5/10
Recenzja powstała dzięki uprzejmości platformy Cineman.