Zarejestruj się za darmo, by tworzyć kolekcje i otrzymywać powiadomienia o najnowszych aktualizacjach! ZAREJESTRUJ SIĘ

„Dept. Q” – kryminał z twistem, który przywraca wiarę w policyjne sprawy z archiwum (recenzja) 06 cze 2025

Maja Jankowska

Na Netfliksie nie brakuje kryminałów, ale tylko niektóre zostają z widzem na dłużej. Dept. Q, nowy serial twórcy Gambitu królowej, balansuje na granicy znajomego i świeżego – z jednej strony to klasyczna historia detektywa wyciągającego z odmętów archiwum dawno zamknięte sprawy, z drugiej – produkcja, która potrafi zaskoczyć klimatem, aktorstwem i twistem, który już w pierwszym odcinku ustawia poprzeczkę zaskakująco wysoko.


Scott Frank przenosi nas z kopenhaskiego oryginału do Edynburga, gdzie deszcz, chłód i milczące fasady kamienic budują idealne tło dla opowieści o winie, pamięci i zapomnianych zbrodniach. Detektyw Carl Morck (Matthew Goode) to postać dobrze znana fanom gatunku – samotnik, z przeszłością, którą wyczuwa się w każdym spojrzeniu, ale której nie rozgryza się od razu. Jest inteligentny, uparty i oczywiście – nieprzystosowany. I choć Goode gra go z wyczuciem, to trudno nie odczuć lekkiego zmęczenia tym dobrze znanym tropem „zranionego wilka wśród idiotów”.

dept_q-1

Na szczęście postać Akrama, partnera Morcka, wnosi świeżość, której ten duet bardzo potrzebuje. Grany przez Alexeja Manvelova bohater nie jest jedynie tłem czy ozdobnikiem – jego historia, motywacje i sposób działania uzupełniają Morcka, zamiast go kopiować. To relacja, która z każdym odcinkiem zyskuje na znaczeniu i daje nadzieję, że Dept. Q nie będzie kolejnym serialem o genialnym detektywie i jego biernym pomocniku. Również Rose Dickson (Leah Byrne) nie ginie w tle – jej obecność z czasem nabiera charakteru, choć na początku dostaje nieco mniej przestrzeni.

Pierwszy odcinek intryguje od samego początku, ale to jego końcówka sprawia, że trudno nie kliknąć „następny epizod”. Zaskoczenie, jakie przynosi, nie jest efektem taniego chwytu, a dobrze skonstruowanej narracji. Wciągnięcie widza w tę historię odbywa się nie przez ekspozycję, ale przez tempo, rytm i ciche napięcie budowane między ujęciami. Frank umie prowadzić akcję tak, by nie zdradzać za dużo, a jednocześnie nie przeciągać.

A_11886006.jpg

Mocną stroną Dept. Q jest też jego realizacja – kamera często pozostaje blisko twarzy bohaterów, pozwalając czytać emocje, zanim jeszcze padną słowa. Kadrowanie i montaż dają poczucie obecności – wydarzenia rozgrywają się niemal w czasie rzeczywistym, przez co łatwo zanurzyć się w świecie śledztwa i zapomnieć, że to tylko fikcja. Równolegle pojawia się sporo filmowych smaczków, subtelnych odniesień do klasyki noir i thrillera psychologicznego – dla uważnych widzów będzie to dodatkowa gratka.

Czy Dept. Q ma swoje słabsze momenty? Owszem. Stereotypowość głównego bohatera i kilka fabularnych uproszczeń mogą chwilami wybijać z rytmu. Nie wszystkie dialogi są równie dobrze napisane, a niektóre retrospekcje – choć potrzebne – wypadają nieco sztucznie. Ale to detale, które nie przesłaniają ogólnego wrażenia.

To serial, który może nie zrewolucjonizuje gatunku, ale robi coś ważnego – sprawia, że na nowo chce się oglądać historie o niedokończonych sprawach i cichych dramatach sprzed lat. Jeśli kolejne odcinki utrzymają jakość otwarcia, Dept. Q ma szansę stać się jedną z lepszych kryminalnych produkcji tego roku.

Ocena: 7,5

Dept. Q / Dept. Q
8.2

Dept. Q

Serial2025