Na platformie streamingowej Disney+ od kilku tygodni we wtorki pojawiają się regularnie nowe odcinki produkcji stacji FX Productions zatytułowanego Szōgun. Niektórzy mogą skojarzyć ten tytuł z powieścią Jamesa Clavella i nie jest to przypadek – serial stanowi tak zwaną oryginalną adaptację książki i opowiada o swoistej walce o tron w wydaniu japońskim. Czy warto dołączyć do tej rozgrywki wyczekiwać kolejnych odcinków? – postanowiłam to sprawdzić.
Fabuła Szōguna nie należy do najłatwiejszych przede wszystkim ze względu na mnogość postaci i frakcji. Otóż jest rok 1600, a Japonia znajduje się na skraju wojny domowej. Z jeden strony znajduje się lord Yoshii Toranaga, z drugiej strony Rada Renegatów, a wszystko to zachwiane zostanie za sprawą pojawienia się tajemniczego okrętu z pewnym Anglikiem na jego pokładzie. John Blackthorne nie tylko posiada cenne informacje o jezuitach, którzy urzędują w Japonii, ale również zna tajniki wojenne niewykorzystywane dotychczas w Kraju Wiśni. Jeśli dorzucimy jeszcze do tego kilkanaście innych nazwisk, zmienność naszych bohaterów co do sojuszników, jak również nieustanne wprowadzanie nowych postaci do rozbudowywanych wątków, tworzy nam się niezwykle rozwinięta struktura, w której łatwo się zgubić. Niemniej jednak, warto spróbować nadążyć za fabułą – będzie warto!
Szōgun, choć reklamowany poprzez odniesienia do Gry o tron czy Sukcesji, dla mnie jednak stanowi samodzielny byt, który broni się zarówno na poziomie scenariusza, jak i samego wykonania. Akcja konstruowana jest skrupulatnie, niczym domek z kart, umiejętnie przesuwając ciężar utrzymania zainteresowania widza to na Anglika, to na Toranagę lub jego wrogów, kreując nam serialową rzeczywistość. Nie jest to widowisko jednego bohatera, a raczej spektakl mający na celu ukazanie zderzenia kultury zachodu z Japonią. Zobrazowanie obyczajów oraz wartości wyznawanych przez protagonistów jest istotnym elementem praktycznie każdego z odcinków serialu.
Jednocześnie Szōgun zawiera wiele spektakularnych scen, w tym choćby walki zbiorowe czy scenę morską. Twórcy zadbali o to, aby widz otrzymał ujęcia przykuwające uwagę oraz budujące napięcie, choć jednocześnie nie zaniechali skupić uwagę na drobnych detalach dotyczących wnętrz czy kostiumów protagonistów. Warto zwrócić uwagę na choćby na ściany pokojów, w których przebywają bohaterowie, czy na ogrody kamienne widziane na drugim planie, nie wspominając już o wspaniałych elementach ubiorów poszczególnych postaci. Serial ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem również dlatego, że oddaje klimat Japonii z okresu, w którym rozgrywa się akcja.
Szōgun nie broni mi się natomiast w pełni, jeśli chodzi o wybór obsady aktorskiej. Uważam, że decyzja o obsadzeniu Hiroyukiego Sanady w roli Toranagi była trafna, a aktorowi udało się oddać niejednoznaczność oraz przenikliwość bohatera. Ciekawie wypada również Anna Sawai jako Toda Mariko, czyli jedna z najważniejszych damskich postaci w serialu będąca tłumaczką dla Anglika. Natomiast postać Johna jest silnie rozczarowująca. Odgrywający ją Cosmo Jarvis przez większość czasu operuje jednym wyrazem twarzy, w swoim zachowaniu jest toporny i nacechowany sztucznością. Może miał być to kontrast na tle japońskich aktorów, niemniej jednak w mojej ocenie wyszło to słabo.
Produkcja studia FX to emocjonująca podróż w głąb Japonii dostarczająca sporą dawkę emocji. Nie łatwo jest dotrzymać kroku fabule, w tym zorientować się w sojuszach i przebiegłych planach bohaterów, niemniej jednak łączenie tych kropek daje wiele satysfakcji. Myślę, że na tle innych tego typu seriali, w których dominuje wątek walki o władzę, Szōgun wyróżni się ze względu na miejsce i czas akcji, które perfekcyjnie zostały oddane poprzez scenografię i kostiumy.
Ocena: 8