Film Dobrzy nieznajomi Andrew Haigha, który zdobył serca widzów podczas kinowych seansów, właśnie trafił na platformę streamingową. Haigh, znany choćby z 45 lat, potwierdza, że jest mistrzem subtelności i emocjonalnej precyzji. Jego najnowsze dzieło to nie tyle romans czy dramat, co czuła medytacja nad stratą, miłością i tożsamością. To opowieść opowiadana szeptem, zawieszona gdzieś pomiędzy realnością a snem, gdzie czas i przestrzeń rozmywają się jak wspomnienia, które wracają nieproszone.
Głównym bohaterem jest Adam (Andrew Scott), scenarzysta mieszkający samotnie w nowoczesnym, ale niemal opustoszałym wieżowcu w Londynie. Jego dni wypełnione są pracą, retrospekcjami i poczuciem emocjonalnej inercji. Wszystko zmienia się, gdy do jego drzwi puka Harry (Paul Mescal), charyzmatyczny, ale niepokojąco tajemniczy sąsiad. Między mężczyznami rodzi się relacja, która jest zarazem subtelna i intensywna, przesiąknięta nienazwaną tęsknotą. To właśnie ta nienachalna, magnetyczna chemia między bohaterami sprawia, że film pochłania całkowicie. Ich spojrzenia, gesty, chwilowe zawieszenia w czasie są bardziej wymowne niż całe strony dialogów.
Na osobną pochwałę zasługuje gra aktorska. Andrew Scott tworzy jedną z najbardziej przejmujących ról w swojej karierze. Jego Adam to człowiek zamknięty w sobie, wycofany, ale jednocześnie pragnący miłości i zrozumienia. Każdy jego gest i westchnienie noszą ślad wieloletniej samotności. Paul Mescal jako Harry jest bardziej zmysłowy, żywiołowy, ale pod powierzchnią ukrywa nie mniej skomplikowane emocje. W scenach wspólnych obaj są hipnotyzujący, a ich relacja rozwija się z delikatnością i intymnością, która rzadko bywa tak trafnie uchwycona na ekranie.
Dobrzy nieznajomi hipnotyzują też warstwą wizualną – i nie jest to tylko kwestia estetyki, ale świadomego, emocjonalnego projektowania obrazu. Kadry są miękkie, niemal aksamitne, zanurzone w pastelowych światłach, które nie tyle rozświetlają, co otulają bohaterów. Wiele ujęć operuje rozmyciami, płynnością granic, co sprawia, że rzeczywistość staje się płynna, na pograniczu jawy i snu – jakby świat przedstawiony istniał wyłącznie w pamięci lub emocjonalnym wspomnieniu. Kamera prowadzona jest niezwykle intymnie – przyklejona do twarzy, podążająca za spojrzeniami, drżeniem dłoni, milczeniem. To właśnie w tych zatrzymaniach, pauzach i gestach skumulowane są największe napięcia. Haigh nie potrzebuje dramatycznych zabiegów – wystarczy odpowiednio dobrane światło i kilka sekund ciszy, by wywołać silne emocje.
Ścieżka dźwiękowa – oszczędna, wręcz minimalistyczna – działa jak przedłużenie nastroju. Nie przytłacza, lecz delikatnie podbija to, czego bohaterowie nie mówią, a co wybrzmiewa w przestrzeni między nimi. Haigh doskonale rozumie, że czasem to, co najważniejsze, dzieje się nie w słowach, ale w ich braku. Dobrzy nieznajomi to film, w którym wizualność i dźwięk stają się nie tyle tłem, co nośnikiem sensu – subtelnym, ale głęboko poruszającym.
Andrew Haigh stworzył film intymny i zarazem uniwersalny. O samotności, której nie da się zagłuszyć; o potrzebie miłości, która przetrwa śmierć i czas; o pamięci, która formuje nas bardziej, niż chcielibyśmy przyznać. Dobrzy nieznajomi to jedno z tych dzieł, które zostają w głowie i w sercu na długo. Film, który nie krzyczy, ale mówi wszystko. A to sztuka najtrudniejsza.
Ocena: 7,5