Dechen Roder to nieliczna przedstawicielka kobiet w filmowym świecie Bhutanu. Artystka, choć realizowała swoje filmy krótkometrażowe oraz dokumentalne od 2004 roku, dopiero w 2016 roku zadebiutowała pełnometrażowym filmem fabularnym. Miód dla dakini stanowi obraz utrzymany w artystycznym stylu, który wyróżnia się na tle komercyjnych produkcji wyświetlanych w Królestwie Smoka. Co ciekawe, obraz nie był prezentowany przed rodzimą publicznością, bowiem narzucono reżyserce obowiązek dołączenia do utworu sekwencji śpiewano-tanecznych. Niechęć zmiany wydźwięku filmu, który stałby się przez to typowym kinem komercyjnym inspirowanym kinematografią Bollywoodu, sprawiła, że debiut Roder nie był wyświetlany w Bhutanie. Tytuł produkcji nawiązuje do historii Yeshe Tsogyala, będącej matką buddyzmu tybetańskiego, zwaną również Królową Jeziora Mądrości. Koncepcja dakini odwołuje się do oświeconych kobiet i żeńskich buddów, stanowiących uosobienie kobiecej energii seksualnej. Przekazywały one mądrość oraz tradycję pokoleń, ale jednocześnie często oskarżane były o posługiwanie się czarną magią.
Poniżej mogą się znaleźć małe spoilery, więc jeśli jesteście na nie wrażliwi i nie widzieliście jeszcze filmu, zachęcamy do powrócenia do recenzji po seansie!
Film reżyserki stanowi połączenie kryminału noir z elementami dramatu oraz przypowieści. Już sam tytuł sugeruje odwołanie się przez artystkę do rodzimej kultury, choć warto również odnotować istotną rolę krajobrazu, który będzie towarzyszył protagonistom przez większość historii. Młody detektyw Kinley prowadzi śledztwo dotyczące zaginięcia przeoryszy lokalnego klasztoru. Tamtejsza ludność podejrzewa, że za zbrodnią ukrywa się samotna kobieta, która słynie nie tylko z urody, ale także demonicznych umiejętności. Bohater jest przedstawicielem racjonalizmu i z dużą dozą sceptycyzmu podchodzi do tajemniczej Choden. Mężczyzna – w mundurze oraz z telefonem komórkowym – na tle pozostałych postaci sprawia wrażenie wyobcowanego, a wrażenie to pogłębia prowadzenie przez niego rozmów z bezimiennym przełożonym, od którego otrzymuje instrukcje. Kinley, żeby zbliżyć się do nieznajomej, zostawia swój policyjny ubiór i ukrywa tożsamość. Zanim wykona pierwszy krok, kobieta go uprzedzi i poprosi, aby udał się z nią do Thimphu jako jej mąż. Podczas podróży Choden snuje opowieści o oświeconych bóstwach walczących z uciskiem społecznym. Co interesujące, pomimo zanurzenia w buddyjskiej mistyce, Miód dla dakini jest możliwy do odczytania również na gruncie kultury chrześcijańskiej poprzez pojawiające się takie symbole jak zakazany owoc czy srebrniki.
Dechen Roder posługuje się w swoim filmie licznymi metaforami – koncepcja tytułowych dakini ma odzwierciedlać rolę kobiet w społeczeństwie bhutańskim, w którym oczekuje się, że będą one nieśmiałe i podążać za mężczyznami. Z ust jednego z bohaterów pada pytanie, jak daleko kobieta może podróżować sama przez Bhutan, czemu przeczy postawa protagonistki. Miód dla dakini niesie za sobą postulat feministyczny, niejako chcąc przypomnieć o istocie kobiet w historii oraz kulturze bhutańskiej, a także przywrócić równowagę płci. Roder, stawiając swoje tezy, pozostaje wierna tradycji i miejscu, z którego czerpie inspirację.
Pojawia się również motyw kina drogi, w którym to bohaterowie przemierzając miasta i lasy, poznają się lepiej. Piękno otaczającej natury jest niezaprzeczalne, a wprowadzanie w tej sekwencji elementów onirycznych nadaje całości baśniowego charakteru. Zwłaszcza koszmary głównego bohatera ciekawie zostały wpisane w narrację filmu, nadając historii niezbędnego dynamizmu. Choden staje się dla protagonisty przewodniczką nie tylko po świecie doczesnym, ale również duchowym. Kinley w finałowej scenie będzie musiał zrewidować swoje dotychczasowe podejście oraz powątpiewania w siły nadprzyrodzone. Zrezygnuje on z munduru policyjnego, który kojarzony jest z negatywnymi cechami, na rzecz tradycyjnego gho, co świadczy o powrocie bohatera do korzeni. Roder umiejętnie buduje atmosferę tajemniczości, zmuszając widza do samodzielnej interpretacji obrazu, co, biorąc pod uwagę użyte symbole, nie jest zadaniem łatwym. Ludzie i duchy żyją między sobą – w świątyniach podobizny świętych niemal rozmawiają z bohaterami. Przemieszanie sfery sacrum i profanum nadaje silniejszy wydźwięk doczesności – świat postaci pełen jest korupcji, przemocy czy pożądania. Elementem, który może uratować bohaterów przed zepsuciem jest pozostanie wiernym swoim korzeniom.
Reżyserka sięga po gatunek przystępniejszy w odbiorze dla widza, aby w treść swojego filmu wpleść kino kontemplacji, drogi, a nawet manifest feministyczny. Uprzedzenia i osądy wciąż panujące wśród lokalnej społeczności nie są tak negatywnie postrzegane jak chciwość oraz korupcja państwowych urzędników, którzy stają się bardziej demoniczni niż Choden. Tym samym elementem bardziej przerażającym aniżeli buddyjskie bóstwa, powinna być polityka ingerująca w codzienność bohaterów.
Ocena: 8/10