Zarejestruj się za darmo, by tworzyć kolekcje i otrzymywać powiadomienia o najnowszych aktualizacjach! ZAREJESTRUJ SIĘ

My, dzieci z dworca Zoo (2021) – recenzja serialu 14 mar 2021

Sara Karmańska

My, dzieci z dworca Zoo to serial Amazon Original, dostępny u nas w ofercie platformy HBO – inspirowany książką o tym samym tytule będącą zapisem przeżyć trzynastoletniej Christiane Felscherinow. Serial jest dość kontrowersyjny, ponieważ wydaje się zupełnie rozmijać z przesłaniem pierwowzoru.

Zapis przeżyć Christiane po raz pierwszy został opublikowany w 1978 roku i opisywał losy bohaterki i jej znajomych, żyjących w Berlinie Zachodnim na dworcu Zoo. Nastolatkowe uciekali w świat używek przed problemami w domu, przemocą czy ubóstwem. Ich uzależnienie sprawiało, że decydowali się na największe poświęcenia, byle tylko zdobyć pieniądze na kolejną działkę narkotyku. Z powodu dosadności przedstawionych opisów dramatów związanych z narkomanią, My, dzieci z dworca Zoo przez wiele lat funkcjonowały jako książka, ku przestrodze przed tym groźnym nałogiem.

8kb7dmDNi8xnQ2WZhKT4W85VZIs

Serial opowiada historię Christiane. Rozwód rodziców sprawia, że zaczyna poszukiwać akceptacji w środowisku rówieśniczym, za wszelką cenę chcąc wkupić się w łaski koleżanki z klasy Stelli i jej paczki. To w ich towarzystwie po raz pierwszy odwiedza popularny klub Sound. Gdy spotka w nim Axela, poznanego wcześniej na dworcu i przyłącza się do jego grupy współtworzonej z Michi i Benno, sprawy przybierają coraz mroczniejszy obrót. Potrzeba akceptacji bohaterki, jest tak wielka, że choć początkowo bohaterka ma problem nawet z zaciągnięciem się papierosem, bardzo szybko zaczyna eksperymentować z haszyszem i różnymi pigułkami, by w krótkim czasie dojść do uzależnienia od heroiny.

Każda z postaci ma za sobą inne przejścia – pochodzą z różnych klas społecznych, to każde z nich boryka się ze swoimi demonami. Stella musiała dorosnąć zbyt szybko, walcząc o utrzymanie matki w trzeźwości i zajmuje się dwiema młodszymi siostrami. Pochodząca z bogatego domu Babs trzymana jest pod kloszem przez babcię, po tym jak ojciec popełnił samobójstwo, a matka porzuciła ją dla kariery. Natomiast Benno buntuje się przeciwko ojcu, który chciałby, by chłopak coś w życiu osiągnął. Do tej pory wszystko wydaje się mieć sens, szczególnie jeśli dodamy do tego typowe dla tamtego okresu poczucie przynależności do subkultury, które wydaje się, że w serialu zostało praktycznie pominięte.

1280_720

Zdecydowanie największym problem i najczęściej podnoszonym zarzutem wobec produkcji HBO jest gloryfikacja narkotyków. Są one przedstawiane jako coś świetnego, jako doskonała odskocznia od problemów codzienności, a że po drodze przypadkiem ktoś zginie… Na to twórcy zdają się machać ręką, prezentując nam pięknie sfilmowane halucynacje Babs czy roześmianych nastolatków pod wpływem bawiących się w modnym klubie, w modnych ciuchach, w rytm modnej dziś muzyki. Żyć nie umierać, prawda? Wszystkie aspekty, które rzeczywiście miałyby służyć pokazaniu piekła, przez jakie przechodzą młodzi narkomani, zostały albo podrzucone mimochodem, albo mocno ugładzone, tak by przypadkiem nie raziły kogoś spod warstwy prezentowanego blichtru. Idealnie ilustruje to scena spotkania Christiane po pewnej przerwie, którą spędzała na wsi, z dala od narkotyków, z jej chłopakiem, który stwierdza, że wyglądasz tak zdrowo, że prawie cię nie poznałem. Tyle tylko, że aktorka wygląda dokładnie tak samo jak w odcinkach, gdzie znajduje się na dnie. Wszystko jest tutaj upiększone, zdecydowanie zbyt ładne jak na opowiadaną historię, nawet toalety na dworcu opanowanym przez narkomanów są zaskakująco czyste.

W efekcie serial wywołuje ogromny dysonans poznawczy. Twórcy przedstawiają dramatyczne wydarzenia, inspirowane prawdziwą historią o nastoletnich narkomanach i prostytucji, a równocześnie uznali, że ta historia powinna zostać oblana brokatem i wyglądać jak teledysk popowego kawałka. Dodatkowo zakończenie serialu zdaje się przekonywać, że cała ta historia to tylko pewien epizod młodości, zamknięty na dobre. A warto tutaj dodać, że Christiane Felscherinow, nigdy tak naprawdę nie uwolniła się od nałogu.

1280_720

Nie można powiedzieć, że My, dzieci z dworca Zoo są seansem mało efektownym. Wręcz przeciwnie, w oderwaniu od skojarzeń z pierwowzorem ogląda się go całkiem płynnie, szczególnie że kadry są piękne, a młodzi aktorzy uzdolnieni i zdecydowanie nie wyglądają na wiek, jaki odgrywają. Gdyby nie artykuł w gazecie na temat Babs, który podkreślał, że miała 14 lat, byłabym przekonana, że bohaterowie zostali postarzeni. Równocześnie wyraźnie podniesiony wiek, jest kolejnym z aspektów ugładzenia fabuły – ostatecznie zupełnie inaczej oglądalibyśmy ten sam serial z dużo młodszymi odtwórcami ról.

Serial HBO niestety wybrał zupełnie inną drogę niż swoja literacka inspiracja. I fakt, że jest tylko luźno inspirowany historią Christiane, nie jest tutaj dobrym usprawiedliwieniem. W ostatecznym rozrachunku coś burzy się wewnątrz odbiorcy, szczególnie jeśli zna książkę oraz zdaje sobie sprawę, że przedstawienie uzależnienia od narkotyków i prostytucji jako czegoś ekscytującego i pożądanego, jest bardzo nie na miejscu. Szczególnie w przypadku produkcji skierowanej do nastoletniego widza.

Ocena: 5/10