Wszystko co dobre, kiedyś się kończy – chciałoby się powiedzieć po premierze czwartego, ostatniego już sezonu Sex Education na platformie Netflix. Mimo, że seria ta cieszyła się nieprzerwaną popularnością, to streamingowy gigant nie postanowił zafundować nam niekończącego się tasiemca, a skondensowaną zamkniętą formę. Jak zatem wygląda pożegnanie naszego samozwańczego seksterapeuty Otisa?
Fabułę zaczynamy mniej więcej w miejscu, w którym ostatnio skończyliśmy – Maeve wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych na studia, podczas gdy Otis i Eric rozpoczynają naukę w nowym college'u, który mógłby być młodzieżową utopią: uczniowie sami o sobie decydują. Dostajemy niezwykle przerysowaną rzeczywistość, w której twórcy zdają się parodiować samych siebie. Dosięgną was wszystkie kolory tęczy, wszystkie możliwe mniejszości i upodobania, a nowe postaci bardziej będą pewnymi archetypami typów osobowości, aniżeli pełnoprawnymi bohaterami.
Nie oznacza to, że twórcy nie zadbali o fabułę Sex Education. W tym sezonie jeszcze silniej poznajemy postacie drugoplanowe, w tym Jacksona, Cal czy Aimee. Pozwala to nie tylko zachować dynamizm, bo stosujemy liczne cięcia montażowe, aby pokazać losy kolejnego protagonisty, ale także angażuje emocjonalnie, bowiem każdy z nas ma szansę, aby wybrać „swojego” bohatera. Naturalnie odkrywanie pozostałych postaci sprawia, że trochę mniej czasu poświęcono Otisowi. Nie uważam tego jednak za minus – w ostatniej odsłonie Sex Education otrzymujemy pełnoprawną przestrzeń, w której śmiało możemy powiedzieć, że znamy każdego.
Czy jednak Sex Education nie jest ciągłą powtórką samego siebie? Moim zdaniem twórcy co nuż zaskakują nas nowym pomysłem na poprowadzenie akcji i choć wątek przewodni – prowadzenie poradni – jest niezmienny, tak ewoluuje wszystko dookoła. Problemy bohaterów dojrzewają razem z nimi, a jedyną stałą w tym układzie jest solidna dawka dobrego, choć młodzieżowego humoru. Nie zabraknie jednocześnie miejsca na ważne i poważne rozmowy, które pozwalają naszym bohaterom poznać samych siebie. Nas również mogą skłonić do refleksji. Odnieść można wrażenie, że zarówno serial, jak i my sami, dojrzewamy i stajemy się coraz bardziej świadomi.
Niezmiennie dobrym elementem Sex Education jest obsada aktorska. Uwagę przyciąga przede wszystkim rola Erica odgrywana przez Ncuti Gatwa, która niemal promieniuje swoją pozytywną energią. Jedną z moich ulubionych postaci jest także Adam – w roli tej Connor Swindells, który w punkt wpasowuje się w cichego, próbującego znaleźć swoje miejsce chłopaka. Podobnie rewelacyjna Gillian Anderson jako Jean w roli świeżo upieczonej matki, która próbuje łapać zbyt wiele srok za ogon jednocześnie. Każda z tych postaci grana jest barwnie na tyle, że samych aktorów identyfikujemy z rolami.
Sex Education kończy się, choć dla nas mógłby trwać wieczność. Taneczną nutą doszliśmy jednak do dorosłości, w którą wchodzić będziemy już sami. Dla niektórych ostatni sezon serialu będzie zbyt kolorowy i surrealistyczny, jednak w filmowej rzeczywistości takie zabiegi zwykle mają swoje uzasadnienie. Myślę jednak, że warto dać się porwać tej historii po raz ostatni.