Zarejestruj się za darmo, by tworzyć kolekcje i otrzymywać powiadomienia o najnowszych aktualizacjach! ZAREJESTRUJ SIĘ

Thunderbolts* – Marvel stawia na antybohaterów. Czy to drużyna, której naprawdę potrzebowaliśmy? (recenzja) 06 wrz 2025

Maja Jankowska

Thunderbolts miał być tym filmem, który przewietrzy Marvel Cinematic Universe i udowodni, że studio wciąż potrafi zaskoczyć widzów nową energią. Zamiast kolejnego widowiska o superbohaterach ratujących świat, dostaliśmy opowieść o antybohaterach, których przeszłość ciąży mocniej niż jakakolwiek kosmiczna inwazja. Sam tytuł, z charakterystycznym asteriskiem, sugeruje, że nie mamy do czynienia z klasyczną drużyną, ale raczej z czymś niedokończonym, umownym, prowizorycznym. To właśnie w tej umowności tkwi siła filmu, ale też jego największe ograniczenia.


Fabuła skupia się na grupie bohaterów, którzy dotąd pojawiali się na marginesach MCU: Yelena Belova (Florence Pugh), Bucky Barnes (Sebastian Stan), Red Guardian (David Harbour), Ghost (Hannah John-Kamen), Taskmaster (Olga Kurylenko) i U.S. Agent (Wyatt Russell). Wszyscy zostają zrekrutowani przez Valentinę Allegrę de Fontaine (Julia Louis-Dreyfus) do specjalnej misji, której szczegóły długo owiane są tajemnicą. Nie chodzi jednak wyłącznie o samą akcję, ale o to, jak te postacie – dotąd definiowane przez cudze decyzje, winy i porażki – próbują odnaleźć się w sytuacji, w której nagle muszą być drużyną. To kino zespołowe, ale zamiast budować poczucie heroizmu, film eksploruje chaos i tarcia między jednostkami, które niekoniecznie chcą działać razem.

1164679-thunderbolts-marvel-reunit-ses-anti-heros-dans-une-bande-annonce-explosive

Obsada to bez wątpienia jeden z największych atutów Thunderbolts. Florence Pugh udowadnia, że Yelena Belova nie jest już tylko „młodszą siostrą Czarnej Wdowy”, ale pełnoprawną bohaterką, potrafiącą połączyć sarkastyczny humor z emocjonalną głębią. Sebastian Stan powraca jako Bucky, a jego zmęczony, wycofany weteran chwilami staje się sercem opowieści, choć nie brakuje zarzutów, że scenariusz daje mu zbyt mało do grania. Zaskakująco dobrze wypada Hannah John-Kamen jako Ghost, wreszcie rozwinięta poza rolę antagonisty. Red Guardian w interpretacji Davida Harboura dodaje filmowi odrobiny komediowego luzu, choć czasem balansuje na granicy autoparodii. Największym zaskoczeniem okazuje się jednak Julia Louis-Dreyfus, która wprowadza na ekran zimną manipulację i czarny humor, stając się katalizatorem wielu wydarzeń.

Pod względem wizualnym Thunderbolts wpisuje się w marvelowską estetykę, ale nie jest to najefektowniejszy blockbuster studia. Tim Story stawia bardziej na przyziemne scenerie niż kosmiczne spektakle, dzięki czemu film bywa bardziej kameralny, choć chwilami brakuje mu rozmachu, do którego przyzwyczaiło MCU. Stylizacja przypomina momentami hybrydę „Strażników Galaktyki” i „Avengersów”, ale pozbawioną ich lekkości – tu świat jest brudniejszy, pełen moralnych półcieni, a bohaterowie noszą na barkach ciężar win i błędów. Montaż bywa nierówny, pierwsza połowa rozwija się powoli, stawiając na budowanie napięcia i relacji między postaciami, podczas gdy druga dostarcza oczekiwanej akcji, ale chwilami wpada w dobrze znane schematy Marvela.

8694f2a6cc714f05b773a1ea3fffdedd

Film ma swoje mocne i słabe strony. Na plus należy zaliczyć wyjście poza typową narrację MCU – zamiast kolejnej opowieści o bohaterstwie, mamy tu próbę zmierzenia się z przeszłością i pytanie o to, czy ci, którzy popełniali błędy, mogą kiedykolwiek odkupić swoje winy. Świetnie sprawdza się też chemia obsady, która tworzy na ekranie zaskakująco naturalne, pełne napięcia interakcje. Z drugiej strony scenariusz zbyt często ucieka w bezpieczne rozwiązania – choć obiecuje moralną szarą strefę, ostatecznie wraca do sprawdzonego schematu „walka dobra ze złem”. Największym mankamentem jest brak spójnego tonu: film raz chce być mroczną satyrą, innym razem klasycznym blockbusterem, a przez to nie zawsze potrafi w pełni zaangażować emocjonalnie.

Thunderbolts nie jest więc przełomem, na który wielu liczyło, ale pozostaje ciekawym uzupełnieniem MCU. To film, który udowadnia, że Marvel potrafi wciąż szukać nowych kierunków, nawet jeśli nie wszystkie pomysły okazują się w pełni udane. Z jednej strony mamy świeże spojrzenie na postacie dotąd spychane na margines, z drugiej – brak odważniejszych decyzji fabularnych sprawia, że całość nie wybija się ponad solidne rzemiosło. Mimo to towarzyszy mu niepokój i energia, których brakowało w ostatnich produkcjach Marvela, a finałowa scena, sugerująca przemianę zespołu, zostawia widza z poczuciem, że to dopiero początek czegoś większego.

Ocena: 6

Thunderbolts* / Thunderbolts*
7.1