Netflix coraz odważniej sięga po kategorię filmów animowanych. Jeszcze do niedawna telewizja internetowa przede wszystkim skupiała się na krótkich serialach skierowanych raczej do młodszej części widowni. W 2019 roku na platformie pojawił się świąteczny Klaus, którą to pozycję należy zaliczyć do naprawdę udanych. Kolejna animacja od Netflixa, która powstała przy współpracy z chińskim Pearl Studio, otrzymała nominację do nagrody Oscara. Czy to oznacza, że serwis stanie się konkurencją choćby dla Disney’a?
W pierwszych scenach Wyprawy na Księżyc poznajemy główną bohaterkę – Fei Fei, będącą szczęśliwą, otoczoną miłością, nastolatką. Matka po raz kolejny opowiada jej ulubioną historię o losach bogini Księżyca – Chang, która została rozdzielona z ukochanym i przeniesiona na Księżyc. To na cześć tej postaci obchodzone jest jedno z najważniejszych świąt w kalendarzu chińskim – Święto Środka Jesieni. Podczas tego wydarzenia widzimy bohaterkę i jej ojca cztery lata po śmierci mamy dziewczyny. Brzmi znajomo? Okazuje się, że nie tylko Disney korzysta z utartych schematów. Fei Fei po raz pierwszy poznaje nową dziewczynę ojca, a także jej niesfornego syna. Nastolatka naturalnie buntuje się na samą myśl stworzenia nowej rodziny i postanawia wprowadzić w życie plan, zgodnie z którym jej tata mógłby ponownie uwierzyć w nieskończoną miłość. I takim oto sposobem Fei Fei poleci na księżyc.
Bolączką Wyprawy na księżyc jest przede wszystkim warstwa fabularna, która zupełnie nie angażuje odbiorcy. Trudno zrozumieć poczynania bohaterki i o ile początkowo można myśleć, że jest to kwestia różnic kulturowych, to szybko okazuje się, iż twórcy po prostu nieudolnie posklejali sceny ze sobą. Dodatkowo, jak to bywa w animacjach skierowanych do młodszych widzów, pojawiają się liczne piosenki, które stanowią raczej uzupełnienie luk niż pogłębienie fabuły. Jeśli dorzucimy do tego nietrafiony humor oraz postacie, które zadziwiająco przypominają znane już stworki (przykładowo Angry Birds), trudno pozbyć się wrażenia, że Wyprawa na Księżyc rozczarowuje.
Produkcja Netflixa może się natomiast podobać pod kątem wizualnym – animacja, zwłaszcza w pierwszej części filmu, wykonana została starannie, ciesząc oko drobnymi szczegółami. Mieszane odczucia można mieć co do sposobu przedstawienia kosmosu. Twórcy – czego przyczyny nie rozumiem – zdecydowali się na gwiezdny miszmasz. Pomijając już fakt, że zastosowano różne, często wykluczające się kolory, to ponadto użyto niepasujących do siebie stylów animacji. Ta obfitość różnorodności przyprawia o ból głowy i nie dostarcza żadnych argumentów przemawiających za udaną produkcją.
Wyprawa na Księżyc mogła być kolejną solidną animacją, która skupia się na tematyce żałoby oraz konieczności radzenia sobie z utratą bliskiej osoby. Niestety, dostaliśmy nieprzykuwający uwagi film z główną bohaterką, której losy potrafią być nam momentami zupełnie obojętne. Dzieło Netflixa prawie jak na liście zadań odhacza wszystkie elementy animacji, jakich nie chcemy oglądać na ekranie. Dlatego też mocno może zaskakiwać nominacja do nagrody Oscara właśnie dla tej pozycji. Oby była to tylko jednorazowa nieudana próba ze strony platformy, a my doczekamy się dobrej animacji pokroju Klausa.
Ocena: 3/10